Lotnisko Glasgow, Szkocja
wrzesień 2019 r.
W plecaku, właśnie nadanym na lotnisku w Glasgow do Polski, wesoło chlupocze sobie malutka, dość niecodzienna butelka whisky. Niecodzienna, bo samodzielnie przez nas napełniona prosto z beczki w destylarni Laphroaig na szkockiej wyspie Islay. Ma swoją przywieszkę z certyfikatem i nosi dumne miana: “single cask” i “cask strength“. Po prostu, jak na whisky, to nieco zadziera nosa ;-)
Co prawda, z powodu korka na M8, prawie spóźniła się na samolot, ale okoliczności i tak były znacznie mniej dramatyczne niż te, których doświadczyła 5 lat wcześniej jej starsza koleżanka – butelka dziesięcioletniej Laphroaig (dobrej, popularnej whisky z tej samej destylarni)…
Morze Północne, przybliżona pozycja 57°00 N 003°40 E
06.04.2014 r. godz. 12:15 czasu statkowego
Dzielna, choć mocno zmęczona życiem brygantyna “Jean de la Lune” niezmordowanie przebija się przez zimne fale Morza Północnego. Z pewnością byłoby jej łatwiej, gdyby nie przelewające się przez zęzę pokaźne ilości wody, której tam zdecydowanie nie powinno być. Drewniane kadłuby statków ciekną – to nic dziwnego – a normalnie z nadmiarem wody w zęzie radzą sobie pompy. Ale teraz pompy elektryczne nie pracują, bo akurat wysiadł agregat prądotwórczy (statek właśnie płynie ze Szkocji do Polski na pierwszy gruntowny remont po dziewięciu latach stania przy nabrzeżu). Doświadczona załoga ratuje sytuację, klasycznie wylewając wodę podawanymi sobie z rąk do rąk wiadrami. Wody już nie przybywa, ale i tak nie jest zbyt wesoło. To sam środek Morza Północnego, do Szkocji i Skandynawii jest równie daleko, a najbliższy ląd jest… wprost pod nami. To raptem kilkadziesiąt metrów.
Nietrudno wtedy o pesymistyczne myśli: a co, jeśli jednak nam się nie uda? Nie naprawimy agregatu, pompy nie ruszą i w końcu trzeba będzie pomyśleć o opuszczeniu statku? Odpowiedź w wilczej głowie nasuwa się sama: będę musiał zostawić whisky!!! Porzucić moją wspaniałą, jeszcze nienapoczętą “dziesiątkę” Laphroaig?!
O nie! Szybciej z tymi wiadrami!
Edynburg, jeden z hipermarketów na obrzeżach miasta
02.04.2014 r. godz. 18:50 UTC
Wyprawa do miasta tuż przed wypłynięciem to głównie zaopatrzenie spożywcze na dwa tygodnie dla kilkunastu osób (nawet sobie nie wyobrażacie, ile tego jest!). Ale to przecież Szkocja, więc chociaż tę jedną butelczynę porządnej whisky trzeba stamtąd przywieźć. W temacie “szkockiej” wciąż jestem nowicjuszem mimo pewnych wysiłków Agresta (z zawodu: osobistego szwagra). Szybki z konieczności przegląd marketowych półek coś tam jednak z pamięci wydobywa: ma być whisky “single malt” – o proszę, jest cały regał. “Islay” – aha, to chyba porządny region. Dziesięcioletnia “Laphroaig” (jak to się czyta?!) wygląda nieźle, cena też do strawienia. No to idziemy do kasy. Pani skanuje kolejne produkty i zatrzymuje się przy whisky.
– Mmmmm, Laphroaig, moja ulubiona! – uśmiech rozjaśnia oblicze kasjerki. – Bardzo torfowa – dodaje kiwając głową.
Z lekka mnie zamurowało. Takie rozmowy przy kasie hipermarketu to chyba tylko w Szkocji ;)
Destylarnia Laphroaig, wyspa Islay
05.09.2019 godz. 16:30 UTC
Nalewanie whisky prosto z beczki wcale nie jest takie proste. Ogromna pipeta ma chyba kilometr długości i przelanie jej zawartości do małego naczynka bez rozlewania po okolicy to naprawdę wyzwanie dla niewprawnych rąk.
A rozlać byłoby szkoda. Whisky dojrzewała w beczce po naszym ulubionym hiszpańskim wzmacnianym winie manzanilla (odmiana sherry), a to rzadki przypadek. Skoro prosto z beczki, to ma też odpowiednią moc: 58,6% (to tzw. cask strength).
– Moja “dziesiątka” będzie miała siostrzyczkę – mruczę pod nosem, walcząc z pipetą.
Jeszcze tylko wpis do rejestru. Buteleczka otrzymuje przywieszkę z kolejnym numerem i charakterystyką beczki. Całość, wraz ze szklaneczką degustacyjną ląduje w gustownym pudełku z logo Laphroaig.
– Pamiętajcie, żeby przed podróżą samolotem upić odrobinę whisky z waszych butelek, tak żeby nie były pełne pod korek – instruuje nasza przewodniczka po destylarni. – Inaczej trochę może wypłynąć, a przecież to wy macie pachnieć whisky, a nie wasz bagaż.
Da się zrobić, proszę pani :)
Domowe zacisze
09.11.2019 godz. 20:15 CET
Na stole stoją przed nami obie. Mała, młodsza siostra, nietrywialna, certyfikowana, własnoręcznie nalana prosto z beczki w destylarni, w której powstała. A obok niej druga, starsza siostra – popularna, seryjnie produkowana, wzięta z półki w hipermarkecie. Za to po przygodach na Morzu Północnym, ukołysana wspaniałym baksztagiem Skagerraku i wytrzęsiona poprzecznym rozkołysem Kattegatu. Sunąca przez gęstą jak wata mgłę spokojnego niczym jezioro Bałtyku.
I która z nich jest bardziej niezwykła?
No to Slàinte Mhath!