To był wyjątkowy weekend. Pomimo kończącego się października całkiem mocno przygrzewało słoneczko. Dwór Mościbrody otaczały kolory złotej jesieni. Warunki były idealne. Idealne do produkcji serów.
Bo właśnie w ten weekend odbywały się tam warsztaty serowarstwa domowego, w których braliśmy czynny udział. Pomysł warsztatów wypłynął gdzieś na wiosnę, poniekąd w odpowiedzi na coraz większe zapotrzebowanie na najwyższej jakości jedzenie. Wiadomo, żarłoki z nas pierwsza klasa, a nie lubimy jeść byle czego. Jakieś tam pierwsze kroki w produkcji serów zaowocowały decyzją: trzeba nauczyć się robić to dobrze! I tak oto, większą grupką, znaleźliśmy się – pełni nadziei – w Mościbrodach, na szkoleniu zorganizowanym przez Akademię Siedliska Pod Lipami.
Na potrzeby szkolenia zajęliśmy salę w zabudowaniach gospodarczych. Stał tam długi stół (w warsztatach brało udział ponad 20 osób) z przygotowanymi dla nas dwuosobowymi stanowiskami, na których znaleźliśmy garnki, sitka, formy serowarskie, chusty i przepisy, z których mieliśmy korzystać. Przywitała nas Pani Joanna Włodarska. Pani Joanna wraz z Panem Wojtkiem od lat prowadzą Akademię Siedliska Pod Lipami, w której zajmują się szkoleniami, nie tylko serowarskimi. My, prócz warzenia serów, nauczyliśmy się też piec chleb na zakwasie.
Wśród osób biorących udział w szkoleniu byli tacy, którzy mieli już pierwsze sukcesy, ale także jeszcze całkiem niewinni. I bardzo dobrze, nie trzeba korygować złych nawyków ;) Naukę zaczynamy od krótkiego wprowadzenia w temat mleka i bakterii, a potem zabieramy się za ser typu korycińskiego.
Czy wiecie, jak powstaje ser? Mniej więcej wszyscy ogarniają, że z mleka. Ale żeby mleko przerobić na coś twardego, żółtego, o przeróżnych smakach czy konsystencji… No to już się dzieje magia :) I my tę magię powtarzaliśmy kilkukrotnie podczas zajęć. Czasami wymagało to ciężkiej pracy (i silnych mężczyzn, szczególnie do przelewania mleka do garnków), ale uwierzcie mi, że ten trud się opłacił. Bo to, co otrzymaliśmy w efekcie – było zdecydowanie lepsze, niż to, co znamy ze sklepów.
Podczas dwudniowego, bardzo intensywnego szkolenia, zrobiliśmy fetę, a’la korycin, żuławski, goudę, oscypka, gołkę i camemberta. Niektóre wyroby zostały od razu skonsumowane na miejscu razem z pysznym chlebem na zakwasie :) A część produkcji zabraliśmy do domu, żeby mieć bodziec do samodzielnego działania.
Warsztaty to nie tylko praktyka, ale też dużo teorii (przyda się notes!), trochę ciekawostek i historii. Przeszliśmy przez cały proces produkcyjny, poznaliśmy różnice przy tworzeniu serów miękkich i dojrzewających, nauczyliśmy się właściwie odciskać gęstwę i dowiedzieliśmy się, jak opiekować się serami twardymi. Wiemy, co naszym serom zagraża, a co wręcz uniemożliwia ich powstanie. Na przykład: czy wiedzieliście, że produkcja sera to także doskonały test ciążowy? ;)
Moim zdaniem warsztaty spełniły swoją rolę. Nabrałam pewności siebie i – chociaż na razie mam dostęp tylko do mleka ze sklepu – dzielnie i z powodzeniem mierzę się z kolejnymi przepisami. Więc wybaczcie, nie mogę już więcej pisać, bo muszę iść robić ser :D
Informacje praktyczne
Przede wszystkim: robienie serów nie jest takie trudne, jak Wam się wydaje ;) Ale rzeczywiście, łatwiej zacząć na warsztatach, na których można o wszystko zapytać, niż czytając książki lub szperając w internecie. Akademia Siedliska Pod Lipami prowadzi wiele warsztatów serowarskich i pieczenia chleba przez cały rok, a informacje o wydarzeniach można znaleźć na stronie WWW lub na FB. Podczas warsztatów można zaopatrzyć się w potrzebne utensylia i bakterie czy podpuszczkę, a kiedy już zużyjecie cały zapas, zakupy bez problemu można zrobić w sklepach internetowych: Serowar (znam, korzystałam), Wańczykówka, Agrovis itd. Jeśli chcecie rozwiać swoje wątpliwości jako młodego serowara lub podpatrzeć, co i jak robią inni – warto zajrzeć na dwie grupy na FB: serowarstwo domowe i serowarska grupa wsparcia.
A kiedy już zrobicie pierwszy własny ser i podacie go rodzinie z własnym chlebem…
“Nie mogę, muszę ser robić” ;)
(październik 2019 r.)