Kraj Basków to nie tylko słynne pintxos – przekąski doprowadzone do ideału. To nie tylko Donostia (chociaż kulinarnie właściwie czegóż chcieć więcej? ;). To także rozsiane po okolicy San Sebastian miasteczka portowe, wzgórza i winnice. Chociaż klimat tu do najłagodniejszych nie należy – Zatoka Biskajska straszy silnymi wiatrami i sztormami – Baskowie wina robią doskonałe. Postanowiliśmy zajrzeć do źródeł txakoli i odwiedzić winnice w okolicach Getarii, a przy okazji – miasteczko Zumaia. Poza chęcią spróbowania wina prosto z tanku chcieliśmy zobaczyć na żywo plenery, grające w filmie “Jak zostać Baskiem”.
Do Getarii dojechaliśmy z San Sebastian autobusem UK10 (bilet: 2,65 EUR). Przystanek zlokalizowany jest mniej więcej naprzeciwko dworca autobusowego, przy ulicy Federico García Lorca Pasealekua. Można też skorzystać z autobusów numer UK09 i UK11, ale jadą dłużej i nie wszystkie kursy dojeżdżają do Getarii – trzeba pilnować rozkładu jazdy.
Najstarsza część Getarii jest zlokalizowana na półwyspie zakończonym wzgórzem. To raptem kilka wąziutkich uliczek ze zwartą zabudową, kamienice z balkonami i suszącym się praniem, a między to wszystko wciśnięty niezwykły gotycki kościół – uznany za zabytek narodowy czternastowieczny San Salbador eliza. Podłoga w kościele jest krzywa – im dalej od ołtarza, tym… niżej. Zwracają uwagę motywy żeglarskie – koło sterowe czy kotwice.
Przy głównej drodze biegnącej przez miasto stoją resztki starego bastionu zwieńczone pomnikiem ku czci Juana Sebastiána Elcano – baskijskiego odkrywcy, który był uczestnikiem wyprawy Magellana, a po jego śmierci doprowadził jedyny ocalały statek z powrotem do Europy. Pomnik zwieńczony jest postacią w formie galionu. Poza tym, niestety, jest mocno zaśmiecony.
Ale główne cele naszej wycieczki są poza miasteczkiem. To winnice, których w okolicach Getarii jest kilka. W każdej z nich są organizowane wycieczki z degustacją, ale oczywiście trzeba się umawiać: e-mailem lub telefonicznie. My pojechaliśmy w ciemno, co poskutkowało tym, że żadnej winnicy nie zwiedziliśmy, natomiast… sprawdziliśmy, jak działa baskijska gościnność ;) Z Getarii ruszyliśmy pod górkę, najpierw… ruchomymi schodami (takimi całkiem na powietrzu, nawet bez zadaszenia) – obok muzeum projektanta mody Cristobala Balenciagi – potem windą, aż w końcu dalej na piechotę, na podbój winnic!
Najbliżej miasteczka położona jest Gaintza Txakolindegia. Od nich dostaliśmy e-maila, że nie organizują dziś wycieczek, więc od razu skierowaliśmy się ku następnej: Bodega Txakoli Aizpurua. Dzień był gorący, kurtki w plecaku ciążyły, droga wiodła pod górkę i w upale opadaliśmy z sił, ale to, co nas czekało na końcu, to było mistrzostwo świata! Najlepsza prywatna degustacja wina, jaką mogliśmy sobie wyobrazić. Ta winnica absolutnie zasłużyła na miano jednego z trzech najlepszych dla nas miejsc w Kraju Basków. Nie będę powtarzać zachwytów, ale pamiętajcie – to ludzie stanowią o atrakcyjności danego miejsca (i grunt, to w odpowiedniej być załodze ;). Uszczęśliwieni (pewnie procenty miały na to swój wpływ) powędrowaliśmy dalej – do Txakoli Ameztoi. To duże, piękne miejsce, z wypasionym barem i wieloosobową obsługą. Jednak w tak upalny dzień nie chcieli sprzedać nam nawet szklanki wody, więc dosyć szybko się stamtąd wynieśliśmy. Szlak getariańskich winnic, wiodący wśród zielonych wzgórz, doprowadził nas do ostatniej już winnicy na naszej drodze: Bodega de Txakolí Txomin Etxaniz. Tutaj na wycieczkę po prostu się spóźniliśmy, ale za to pan poczęstował nas winem ze świeżo otwartej butelki i nie bronił dostępu do wody. Widoki z tarasu mają tu absolutnie obłędne: winorośle, zielone krzaczory i ocean po horyzont. I wierzcie mi, okoliczności mocno wpływają na smak tego, co pływa w kieliszku ;)
Polną drogą, wijącą się wśród pól i lasów, wzdłuż wąskiego strumienia zeszliśmy nad ocean. Z Zarautz do Getarii wzdłuż drogi wybudowano promenadę dla pieszych. Wróciliśmy nią do miasteczka, mijając pielgrzymów, zmierzających szlakiem Camino del Norte do Santiago de Compostela. Przy okazji powspominaliśmy nasze camino. I aż się łezka w oku zakręciła…
Tymczasem, po otarciu łez, wsiedliśmy w autobus do Zumai (1,80 EUR). Zumaia jest miastem portowym zdecydowanie większym niż Getaria. My koniecznie chcieliśmy zobaczyć te nabrzeża, przy których cumował ojciec Amai swoim ogromnym statkiem rybackim w filmie “Jak zostać Baskiem” (znany też jako “Hiszpański temperament”). Film to doskonała komedia, wyśmiewająca stereotypy dotyczące Basków i Andaluzyjczyków. Świetna gra aktorska, niezwykła intryga i… hiszpański temperament – my bawiliśmy się przednio! A do tego można zobaczyć kawałek Zumai, Getarii, San Sebastian, a także Sewilli. Nakręcono też sequel – “Jak zostać Katalonką”, ale jak to bywa, “jedynka” jest lepsza ;)
W Zumai jest stocznia i spory port, a co za tym idzie – porządny falochron. To ciągle są Biskaje, teren dla żeglarzy ryzykowny i wymagający. Po falochronach, zakończonych główkami portu, można spacerować, co niezwłocznie uczyniliśmy, bo morze ma to do siebie, że zawsze przyciąga. Oczywiście wiało potężnie. Obserwowaliśmy, jak jakiś samotny żeglarz stawia żagle i wypływa w morze i też pozazdrościliśmy, chociaż widać było, że łatwo nie jest. O tym, jaki to jest potężny żywioł, świadczą pionowe, warstwowe formacje skalne, które można oglądać nieopodal – wokół plaży miejskiej (Playa de Zumaia). To wysokie klify, które nie oparły się erozji pod wpływem wiatru i morskich fal. Na szczycie stoi kaplica San Telmo. Widoki z góry są oszałamiające, a jeszcze piękniej jest podczas odpływu, kiedy spod wody wyłaniają się ostre zęby skał.
Wycieczka w okolice San Sebastian to dobry pomysł, żeby się na chwilę oderwać od donostiańskich barów. Ale nie ma lekko, bo knajpek tu także co niemiara. My trafiliśmy do baru Gure Txokoa. Mieli niezłą sałatkę z ośmiornicy i sery :)
Bar Gure Txokoa, Upela Plaza 4, Zumaia
Gdzie to jest? Getaria i Zumaia to miasta portowe nad Zatoką Biskajską. |
(maj 2019 r.)