Jeśli w naszych kieliszkach jest txakoli, a na naszych talerzykach pintxos, to jesteśmy w San Sebastian! :)
To chyba jedyne takie miejsce na świecie. Pełne barów z gwiazdkami Michelina, pełne hedonistycznej radości tworzenia jedzenia, pełne ludzi, którzy są tu dla tej doskonałej, słynnej na cały świat kuchni. Czy wiecie, że w San Sebastian jest wyższa szkoła gastronomiczna? To już o czymś świadczy, prawda? Z karmienia innych w Kraju Basków uczyniono sztukę i ja tę sztukę bardzo dobrze rozumiem, kocham i popieram :) A więc co zjeść w San Sebastian?
Nie będę ukrywać, że do San Sebastian pojechaliśmy jeść pintxos (czyli baskijską odmianę tapas) i pić txakoli (czyli baskijskie białe wino). Wzgardliwym milczeniem pominąwszy jakiekolwiek turystyczne atrakcje całą uwagę skierowaliśmy ku knajpom. No dobra, wleźliśmy na jedną górkę, wjechaliśmy funikularem na drugą, ale to w przerwie na trawienie!…:) Od pierwszego baru do ostatniego dostawaliśmy oczopląsu na widok setek talerzyków z przekąskami poustawianych na barze. Tłumy ludzi między talerzykami stawiali swoje kieliszki z winem. A po drugiej stronie baru – energiczni barmani, tańczący z butelkami txakoli. Wiadomo, że jemy oczami! Ale trzeba pamiętać, że poza tym, co wystawione, bary dysponują często dodatkowym menu w postaci nabazgranej kredą na tablicy. I warto czasem zwrócić na to uwagę, bo niektóre interesujące pintxo są przyrządzane na bieżąco, na ciepło, a nie ma ich na barze. Na pewno warto zaglądać w talerzyki innych. Szczególnie miejscowych. Oni biorą to, co najlepsze ;)
Podczas krótkiego pobytu zdążyliśmy wytypować naszych faworytów. Natomiast całą resztę miejsc opisujemy poniżej. Wędrowaliśmy głównie przez trzy dzielnice: Parte Vieja (stare miasto), Gros (to już za rzeką) i centrum. Przedstawiamy nasze bary pinxtos! Bierzcie i jedzcie! :)
I ustalmy. Prawdziwy teatr pintxosowo-txakoliński odbywa się w San Sebastian. W Bilbao dobrze karmią, ale nie robią takiego przedstawienia. A my kochamy teatrzyki ;)
Mapa odwiedzonych przez nas knajpek:
Gdzie i co zjeść w San Sebastian?
Bodega Donostiarra ❤️
To był nasz pierwszy prawdziwy bar z pintxosami, więc jeszcze nie wiedzieliśmy, jak to działa. Z daleka było tylko widać, że do środka to raczej nie wejdziemy, bo przed knajpą kłębi się jakieś 30 osób z kieliszkami i papierosami i zwyczajnie nie damy rady się przebić. Szkoda, bo to miał być nasz pierwszy strzał…
Znacie motto, żeby się nigdy nie poddawać? No, to weźcie je sobie do serca.
Tłum przed knajpą wcale nie stoi murem. Wystarczy wejść w pierwszą lukę, a potem w następną i powoli posuwać się dalej i tak dociera się do baru. Na barze stoi mnóstwo talerzy i pater z pintxosami. Za nim uwija się kilka osób. Przed nim stoją szczęśliwcy, którzy dopchali się wcześniej. Ruch w interesie jest, wystarczy poczekać kilka minut i zdobywa się kawałek pustego blatu przed sobą oraz spojrzenie barmana, można zamówić wybrane przekąski, kieliszek wina i już za chwilę cieszyć się niezwykłymi smakami.
Zamówiliśmy completo, czyli kanapkę z tuńczykiem i sardelą, pintxo pulpo, czyli sałatkę z ośmiornicy, gildę i wino. Jedliśmy przy barze, bo tam jest najciekawiej, zresztą nie mielibyśmy gdzie pójść z naszymi talerzykami i kieliszkami. A stojąc przy barze, można przyjrzeć się innym pintxosom i wybrać kolejne danie albo po prostu patrzeć na barmanów, którzy nalewają txakoli do kieliszka z wysoka, napowietrzając wino. Jak barmani orientują się, kto co zamówił i dają im właściwy rachunek – nie wiem, ale są w tym mistrzami, bo przy takim oblężeniu baru (ludzie stoją co najmniej w dwóch rzędach) to nie jest łatwe zadanie.
Bodega Donostiarra, Peña y Goñi Kalea, 13, dzielnica Gros, WWW
A co to jest gilda?
A txakoli nalewa się tak:
Ramuntxo Berri
Był naprzeciwko Bodegi, zajrzeliśmy z ciekawości, tutaj już tłumów nie było i nawet znalazł się stolik, który natychmiast zaanektowaliśmy. Tym razem zamówiliśmy małe piwo (caña) i carbon de brie, czyli kostkę sera w czarnej panierce z ziaren maku podaną z dżemem pomidorowym. Bardzo ciekawe połączenie smaków i z każdym kęsem coraz lepsze! :D Na deser wzięliśmy chipirones (kalmarki) z patelni, genialne! Podano do nich pieczywo, dzięki czemu nie zmarnowała się ani kropla sosu. Pyszunia :)
Ramuntxo Berri, Peña y Goñi Kalea, 10, dzielnica Gros, WWW
Amazonas
Do Amazonas wpadliśmy na śniadanie, bo mieliśmy bardzo blisko. Do obowiązkowej cafe con leche (kawy z mlekiem) dołożyliśmy kanapkę z marynowaną papryką i anchovies, pintxosa z łososiem, anchovies i krewetką oraz pintxosa w postaci szaszłyka z ośmiornicą. Na początek dnia wystarczy :) I tak zaraz pójdziemy gdzieś coś zjeść…;)
Amazonas, De Bilbao Plaza, 1, dzielnica Centro
La Viña
To jest takie miejsce, którego zignorować się nie da, bo cały internet o nim trąbi ;) Sernik w La Viña, idźcie na najsłynniejszy sernik świata! No więc poszliśmy. Najpierw przyjrzeliśmy się uśmiechniętemu barmanowi, który z pewną taką niedbałością kroił kolejne porcje sernika i podawał z kawą ludziom przy barze. Potem przysunęliśmy się do baru i pan nałożył nam dwa kawałki sernika twierdząc, że to jest jedna porcja. JEDNA. Ale dał dwie łyżeczki i kawę ;) No i sernik był absolutnie wart tych zachwytów! Przypieczony na wierzchu, półpłynny w środku, smakował lepiej niż kogel-mogel i musieliśmy wziąć drugą porcję. Po prostu musieliśmy! Więc wiecie, nie zapomnijcie o La Viña! :D
La Viña, 31 de Agosto Kalea, 3, dzielnica Parte Vieja, WWW
Bergara Bar
Tutaj Wilczy mnie zaciągnął na pintxo txalupa. To grzyby, ser i krewetki na bagietce. Ten pintxo jest podawany na ciepło i nie leży na barze – trzeba go osobno zamówić z karty. Zdecydowanie pierwsza liga, choć niekoniecznie podium ;) Oczywiście do tego wzięliśmy jeszcze dwa pintxo z rybkami i papryką i tym razem cydr. Potem już nigdy nie braliśmy cydru ;)
Bergara, Calle del General Artetxe, 8, dzielnica Gros, WWW
Matalauva
Z pozycji obowiązkowych to kokotxa i flauta. To pierwsze w wydaniu Malatauvy to zupa rybna z kawałkiem dorsza w wersji mini, jak to pintxo :) To drugie zaś to paluszki chlebowe owinięte szynką serrano i zapieczone. Bardzo fajna przekąska! Do kompletu wzięliśmy jeszcze białego szparaga, no bardzo wytworne danie ;) Wszystko pyszne, zjedzone rzecz jasna przy barze i popite txakoli.
Matalauva, Zabaleta Kalea, 17 Bajo, dzielnica Gros
Aitzgorri
Wilczy uparł się na ravioli foie. Dostał dwa mikroskopijne pierożki z nadzieniem z wątróbki i twierdził, że dobre. Ja wzięłam klasycznego pintxo, czyli kanapkę z szynką serrano, papryką i serem owczym. O mamo, jakie to było dobre! Ser nadał wszystkiemu miękkości i wyrazistości i nie rozumiem, czemu te kanapki są takie małe!…;)
Aitzgorri, Usandizaga Kalea, 20, dzielnica Gros
Hidalgo 56
Pouczeni przez internet wzięliśmy volcan morcella, czyli piramidkę z gorącej kaszanki z rozpływającym się żółtkiem na wierzchu. No przyznam, że było to mocno zaskakujące i bardzo ciekawe w smaku :) Do tego był barra especial (specjalność baru), czyli mus rybny, śmietana i trochę warzywek na wierzchu. Też ciekawe, chociaż volcan wygrywał w przedbiegach.
Hidalgo 56, Kolon Pasealekua, 15, dzielnica Gros
Ni Neu
Wpadliśmy tu już obżarci, wracając ciemną nocą do hotelu. Wilczy mnie uspokoił twierdząc, że tu nie będziemy nic konkretnego jeść, tylko kawałek ciasta. Torrija, czyli gruby kawałek chleba zamoczony w jajku, mleku i z cukrem, smakuje niewiarygodnie dobrze. Jednocześnie rozpływa się w ustach i… trzeszczy skarmelizowanym cukrem. Po prostu doskonałe zakończenie długiego dnia :) Do tego idealnie pasowało różowe wino. A potem spacer w ciemnościach po plaży ;) 💃🏻
Ni Neu, Zurriola Hiribidea, 1, dzielnica Gros, WWW
Casa Valles
Tym razem postanowiliśmy zjeść gildę w barze, w którym powstała. To była gilda na bogato: miała w sobie aż pięć papryczek! Trudno było zjeść ją na raz. Ale trzeba przyznać, że połączenie składników jest naprawdę doskonałe ;) Na gildzie oczywiście się nie skończyło. Wzięliśmy jeszcze kanapkę z szynką serrano, drugą z jajkiem i krewetkami, i trzecią z dorszem i papryką. Do tego kawa i można uznać, że zjedliśmy śniadanie. Na ścianie baru wisi nagroda z serii 99 najlepszych pintxos w 2019 roku – oczywiście za gildę.
Casa Valles, Calle Los Reyes Católicos, 10, dzielnica Centro, WWW
Bartolo
W Bartolo udało nam się usiąść przy stoliku. Okazało się, że stołki przy stolikach są przykręcone do podłogi. Nie da się nimi rzucać w barmana, ale też nie da się ich przysunąć do stolika…;) Nie żałowaliśmy sobie pyszności: oprócz gildy były szaszłyki z ośmiornicy (mniam!) i kanapeczki z dorszem i z pastą z krewetką. Mogę tylko powiedzieć, że pintxosy strasznie szybko się kończą. No niesamowicie szybko! A wybór na barze jest szalenie bogaty i można dostać oczopląsu…;)
Bartolo House, Fermin Calbeton Kalea, 38, dzielnica Parte Vieja, WWW
Zumeltzegi
Mnie spodobała się kanapeczka z posadzonym jajeczkiem – huevo de codornis. Wyglądało to bardzo apetycznie, ale okazało się, że jest raczej nie pierwszej świeżości – bagietka zamiast chrupka była gumowata. Wilczy wziął brocheta rape, czyli szaszłyk z żabnicy z boczkiem. Są wersje, w których zamiast boczku są krewetki i nie wiem, czy taka wersja nie byłaby smaczniejsza. Niestety, niektóre pintxos są podawane na ciepło, więc barmani podgrzewają je w mikrofalówce. No i cały smak szlak trafia…
Restaurante Zumeltzegi, Fermin Calbeton Kalea, 15, dzielnica Parte Vieja, WWW
Bar Sport ❤️
Wepchnęliśmy się do Sportu, bo stał przed nim tłum, a my już się nauczyliśmy, że im większy tłum, tym bardziej interesujące wnętrze. A do tego przyciągnął mnie widok pintxo kojarzący się z żaglowcem – na długim patyku na dole była klasyczna bagietka, na niej pomidory, ser, karmelizowana cebulka, a potem jak żagiel – plaster jamón serrano. Wyglądało to tak, że nie można było przejść obok tego obojętnie! Drugi pintxo, który zwrócił naszą uwagę, to była bagietka z pomidorem, serem z niebieską pleśnią, bekonem i boczniakami. Bardzo interesująca pozycja :) Dopchnęliśmy się do baru dosyć szybko, zamówiliśmy dwa pintxo i dwa kieliszki riojy – czerwonego wina i zagapiliśmy się na barmanów. To było całe przedstawienie i to za niewielką cenę! Podrzucanie butelek, nalewanie do kieliszków bez patrzenia, wesołe zagadywanie klientów i ciągły ruch, mnóstwo energii, a pintxosy znikały z talerzy w tempie ekspresowym. Dla nas ten bar wygrywał atmosferą. A pintxo też z górnej półki ;) Dlatego też tu wróciliśmy następnego wieczoru i tym razem spróbowaliśmy txangurro – naleśnika z mięsem krabów, jeżowca, matrimonio i pintxo z kaszanką i paprykami. No dobra, jeżowca można było sobie odpuścić, ale reszta była bardzo atrakcyjna w smaku i wyglądzie. Wszak jemy też oczami!
Bar Sport, Fermin Calbeton Kalea, 10, dzielnica Parte Vieja
Casa Tiburcio
Kolejne miejsce, w którym usiedliśmy przy stoliku. Znaczy, tłumów nie było. Zamówiliśmy taco bonito, czyli tuńczyka z karmelizowaną cebulką oraz pintxo z kalmarkami i pomidorami. Znowu strzał w dziesiątkę, obie przekąski pyszne, a do tego miejsce przy stoliku.
Casa Tiburcio, Fermin Calbeton Kalea, 40, dzielnica Parte Vieja
Bardulia Jatetxea
Tu także sobie nie żałowaliśmy. Oprócz gildy wybraliśmy szaszłyki z krewetek, kurczaka i kanapkę z chorizo, papryką i jajkiem. Poprawnie, bez szału. A txakoli podano nam w szklankach.
Bardulia Donostia, Fermin Calbeton Kalea, 5, dzielnica Parte Vieja
Bare-Bare ❤️
To kolejne miejsce z naszego podium :) Wilczy zażyczył sobie wątróbkę i nie przesadzam – to była najlepsza wątróbka na świecie! To była absolutna słodycz rozpływająca się w ustach! Mnie skusiły ostrygi i to też był strzał w dziesiątkę, bo smakowały tak, jakby jeszcze przed chwilą były w morzu. Oczywiście nie skończyliśmy na tym, spróbowaliśmy jeszcze tuńczyka i polędwicę, ale nic nie przebiło wątróbki i ostryg. Polecamy z całego serca :)
Bare Bare, Portu Kalea, 7, dzielnica Parte Vieja
Wiecie już, co zjeść w San Sebastian? ;)
Bo można iść do restauracji z kelnerami i stolikami na obiad. Można. Ale po co? Kiedy wzrok przyciągają bary pełne talerzy z pintxosami i trudno się zdecydować, które wybrać, bo każde piękne – kto by się zastanawiał nad zwykłymi pozycjami z menu? Kiedy można w ciągu godziny spróbować wielu różnych smaków – kto by wybrał kawał mięcha z frytkami?
I dlaczego ja jeszcze tam nie mieszkam?!?…
(maj 2019 r.)