11 Festiwal Dobrego Smaku nie mógł się bez nas obejść. Cztery dni nieopanowanego żarcia, 30 restauracji, 14 kawiarni, szaleństwo kulinarne! Tym razem pod hasłem: “Zapomniane – na nowo odkryte”. Danie w restauracji: 10 zł, w kawiarni: 7 zł. No to sprawdzamy :)
La Strada – Cheek to cheek, czyli policzki wołowe z przyprawami korzennymi, sosem demi glacé, liśćmi bananowca, podane z krokietem ziemniaczanym
Dostaliśmy zielone zawiniątko w towarzystwie krokieta i różowej flory. Krokiet był bardzo fajny, zielone zawiniątko nie dało się pokroić – pewnie dlatego było rozkrojone na wierzchu. Trzeba było sobie je rozerwać do końca i wydobyć ze środka mięsko. Mięsko było co prawda miękkie, ale dosyć mdłe i nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Przyplątał się tam także kawałek mocno rozgotowanej marchewki. A sosik za to był całkiem smaczny. Obsługa bardzo miła, ale danie festiwalowe nie zachwyciło.
Restauracja Polska – Młody bób podany na plackach ziemniaczanych okraszonych oliwą z czosnkiem z dodatkiem wiejskiej kiełbachy
Pierwsze wrażenie – Restauracja Polska to miejsce dla ludzi w garniturach i pod krawatem. Drugie: brudne, poplamione obrusy, zakurzone i zaśmiecone parapety. Pozostałości po poprzednich gościach na stoliku, niesprzątnięte sztućce. Nikt nas nie zapytał, czy chcemy coś do picia… Danie festiwalowe przybyło po niedługim oczekiwaniu i ogólnie uzyskało naszą aprobatę, chociaż szału nie było :) Trzy placuszki ziemniaczane przekładane mieszanką pokrojonego w plasterki bobu, usmażonego z cebulką i plasterkami kiełbasy. To było zupełnie, tak po ludzku, smaczne. Do tego dostaliśmy dwa sosy: wspomnianą w nazwie dania oliwę z czosnkiem i ostrą papryczką (pewnie ona właśnie nadawała oliwie nieco gorzkawy smak, myślę, że sam czosnek by wystarczył) oraz ciemny sos, który Wilczemu przypominał barszcz, pewnie przez swój lekko kwaskowaty smak. Sos był bardzo smaczny.
Galicja – Konfitowane gęsie pipki na sposób galicyjski
Restauracja jest naprawdę miłym miejscem, bardzo klimatycznym i świetnie urządzonym. Bardzo miłym zaskoczeniem była ulotka, opisująca dokładnie danie festiwalowe, a także informująca o napojach w promocji: 0,4 l piwa, 20 ml wódki albo 75 ml wina za 1,99 zł. Zamówiliśmy piwo: marcowe oraz celtyckie – bardzo smaczne obydwa :) Gęsie pipki były dwa, smakowały przepysznie, mięsko mięciutkie, rozpływające się w ustach wręcz. Konfitura z czerwonej cebuli, marynowanej w winie z miodem i żurawiną – bardzo smaczna. Chrzan, wyrazisty, świeży, pasował do mięska idealnie. Soczewica z grzybami i boczkiem jako dodatek była zupełnie ok, sos żurkowy także. Cztery kleksy oliwy pietruszkowej wzbudziły mój absolutny zachwyt. Natomiast kleks buraczano-śliwkowy trzeba było zeskrobać z talerza, a i tak chyba nie do końca udało mi się spróbować, jak smakuje – był przyschnięty i rozsmarowany na cieniutko. Ogólnie danie bardzo smaczne, jak do tej pory – najlepsze, jakie jedliśmy, a cena i jakość napojów dodatkowo podbiła nasze serca :)
Zaraz wracam – Deser paschalny, czyli pascha z lodami czekoladowymi i sorbetem malinowym własnej produkcji
W Zaraz wracam było dość ciasno, ale udało nam się znaleźć wolny stolik. Kawę do deseru mogliśmy sobie wybrać czarną lub białą. Sam deser był naprawdę smaczny: bardzo słodka pascha w połączeniu z kwaśnym sorbetem malinowym – rewelacja! Naprawdę udane połączenie smaków. Lody czekoladowe jak dla mnie mogłyby już nie istnieć, ale Wilczemu smakowały. Kawa też była smaczna, a dodatkowo knajpka oferuje piwa spoza trzech wielkich koncernów, co też nas ucieszyło. Generalnie plus :) Chcieliśmy zajrzeć jeszcze do Małej litery na roladę żołędziową, ale nie zdążyliśmy – była czynna tylko do 20.00. Tak samo z kwitkiem odeszliśmy spod drzwi Babkarni (Pijana Babka). W Czekolada Retro Cafe koło 21.00 już nie było Babeczki sernikowej, a z Cafe Foto 102 (tort makowy) wygonił nas tłum – ciężko było o wolny stolik. Przed nami jeszcze trzy dni i mamy nadzieję, że będą to lepsze dni pod względem doznań kulinarnych :)