Sushi Zielony Chrzan – Sushi z kaczką w smakach polskiej wsi podane z musem z pieczonych buraków
Na stołach leżało specjalne, festiwalowe menu, co nas nieco urzekło. Dodatkowo razem z rachunkiem dostaliśmy przepis na danie festiwalowe oraz kupon rabatowy :) A razem z talerzykami na stół wjechała dymiąca dekoracja, co robiło fajny klimat. Samo danie było w porządku, chociaż najsmaczniejsze dla mnie były buraczki :) Kaczka nieco twarda, mnie trafiło się jakieś ścięgno, coś, czego nie dało się pogryźć, więc uszczęśliwiona nie byłam. Ogólnie poprawnie, ale bez szału.
Revelo – Kiełbasa własnego wyrobu, prażoki, mini zalewajka, lody z modrej kapusty
W Revelo na patio nie było miejsca, zaproszono nas do stolika z jednym krzesłem w jakimś przejściowym pomieszczeniu, przy samym stanowisku produkującym danie festiwalowe. Drugie krzesło przyszło zaraz :) Za plecami miałam regularną kuchnię, a na ścianie – szafę z winami. Stylowo wykończone wnętrza raczej wymagają nieco lepszego ubioru niż trapery i t-shirt ;)
Najpierw przyszedł do nas rachunek za danie.
Na samo danie musieliśmy poczekać chwilę dłużej…
Wilczy czekał na prażoki, które pamiętał z dzieciństwa, mnie ta nazwa potrawy nic nie mówiła i ja tak naprawdę najbardziej byłam zainteresowana lodami z modrej kapusty. Prażoki okazały się być czymś w rodzaju purée ziemniaczanego, chyba wyczułam w nim też odrobinę chrzanu. Kiełbasa smaczna, zalewajka ok, a lody… No, nikt z nas by nie próbował robić lodów z modrej kapusty, a tymczasem okazało się to strzałem w dziesiątkę :) No dobra, raczej nie zamawiałabym takich lodów na codzień w kawiarni, ale smak był wyjątkowo ciekawy – aż chciałoby się zjeść więcej :)
Bierhalle – Ozory wołowe – reszta jest milczeniem, czyli ozory wołowe z czarną ziemią, pianką z buraków i chutney z czerwonej cebuli
Na deser tym razem powędrowaliśmy do Bierhalle na ozora wołowego okraszonego piwem. Plaster ozora był bardzo smaczny, do niego podano plasterek buraka, chutney z czerwonej cebuli na bagietce oraz ziemię, której z pewną taką nieśmiałością spróbowaliśmy. Ze smaku wynikało, że to mogą być rozdrobnione i podsuszone czarne oliwki :) Całość się dobrze komponowała i była smaczna, chociaż bez efektu: “Hej, dajcie mi jeszcze cztery porcje!”. Do dania zamówiliśmy po małym piwku: marcowe i pilsa, jako że być w Bierhalle i nie wypić warzonego na miejscu piwa to przestępstwo ;) Małe piwo to 0,4 l – warto o tym pamiętać :)
Przed 20.00 dotarliśmy też do restauracji Nowa Europa (Pańskie sakiewki na boczku noszone), gdzie DJ grał głośną muzykę z pogranicza disco-polo, a danie festiwalowe skończyło się już o 19.00. Z braku czasu w piątek nie odwiedziliśmy więcej żadnego miejsca, niestety. Póki co też nie wyłoniliśmy festiwalowego faworyta, chociaż na pierwszym miejscu utrzymały się gęsie pipki w Galicji.