Stralsund, czyli swojski Strzałów, to miasto hanzeatyckie, mające słowiańskie korzenie. Przez swoje położenie nazywane jest bramą na Rugię. I choć wszyscy ciągną na wyspę, warto zatrzymać się w Stralsundzie na chwilę, bo też ma co nieco do zaoferowania.
Stralsund to zdecydowanie miasto portowe. Zawijają tu promy z okolicznych wysp, jest miejsce dla jachtów, statków wycieczkowych, stoi żaglowiec Gorch Fock no i jeszcze jest stocznia. Położenie nad brzegiem morza zobowiązuje :) A gdyby wody wokół było za mało, to w mieście jest jeszcze kilka jezior. Otoczonych parkami. Przez chwilę po wyjściu z Muzeum Morskiego poczuliśmy się jak w… Szczytnie, nad brzegiem jeziora Domowego Małego! Dużo zieleni, zza której wystają wieże kościołów. Tę architekturę dobrze znamy :)
Stralsundzkie stare miasto świetnie nadaje się na spacer, szczególnie, że jest pełne zabytkowych kamienic. Interesująco wyglądają ażurowe ściany ratusza, szczególnie z wieżą kościoła św. Mikołaja w tle. Ale najciekawsze w Stralsundzie jest Oceanarium, Muzeum Morskie i Gorch Fock. No i oczywiście knajpki oferujące świeże ryby. Mnóstwo knajpek :)
Oceanarium (Ozeaneum)
Oceanarium mieści się praktycznie na wybrzeżu i nie da się go przegapić ze względu na futurystyczny kształt budynku. Wejście jest od strony morza, zazwyczaj można je poznać po sporej kolejce, która na szczęście szybko idzie. Oceanarium to akwaria, ale zanim do nich dotrzemy, obejrzymy wystawy poświęcone przybrzeżnej i podwodnej faunie i florze. Poznamy też niechlubny wpływ ludzi na środowisko wodne. Wystawa jest interaktywna, co oznacza, że w wielu miejscach po przyciśnięciu przycisku podświetlają się odpowiednie fragmenty lub zmieniają się opisy na mapach. Na nas największe wrażenie zrobiła mapa Bałtyku. Pokazuje na przykład umieszczenie turbin wiatrowych, eksploatację zasobów naturalnych, a także wraki zawierające substancje niebezpieczne. Wynika z niej, że spory wpływ na zanieczyszczenie morza ma niestety polskie rolnictwo.
Poza tym ciekawymi eksponatami są preparaty stworów morskich czy powiększone modele… planktonu. No i oczywiście akwaria, w których możemy zobaczyć nie tylko faunę bałtycką. Poza swojskimi jesiotrami czy flądrami są płaszczki, krewetki czy meduzy. Jest też podwodny tunel, a na dachu oceanarium znajduje się miejsce dla pingwinów.
Zarezerwujcie sobie sporo czasu, bo oceanarium naprawdę wciąga. Większość tablic informacyjnych jest po niemiecku i angielsku. Bilet wspólny do Oceanarium i Muzeum Morskiego kosztuje 23 EUR i można zapłacić kartą (w niewielu miejscach przyjmują karty, więc to ważne). Tuż obok jest spory parking (jak wszystkie parkingi w mieście – płatny).
Muzeum Morskie (Meeresmuseum)
Wspólny bilet do Oceanarium i Muzeum Morskiego ma sens, bo oba te miejsca warto odwiedzić. Wizyta w Muzeum Morskim to też pretekst do spaceru po starym mieście Stralsundu. A samo muzeum jest o tyle niesamowite, że zostało urządzone w… byłym klasztorze dominikanów im. św. Katarzyny. Wystawy i akwaria zyskały więc bardzo nietypową i szalenie atrakcyjną oprawę – koniecznie trzeba czasem oderwać wzrok od ekspozycji i rozejrzeć się dookoła :)
W akwariach możemy zaobserwować, że ryby karmione są między innymi… sałatą. Najwyraźniej im ta sałata smakuje :) Na kolejnych poziomach muzeum zobaczymy modele statków, historię rybołówstwa, szkielety zwierząt czy preparaty. Nie zabraknie też akwariów z egzotycznymi zwierzętami, są koniki morskie czy skrzydlice. Jest też akwarium z ośmiornicą, której chyba jest tam niestety zdecydowanie za ciasno…
UWAGA! Do wiosny 2023 roku muzeum będzie nieczynne ze względu na remont.
Gorch Fock
Gorch Fock to żaglowiec – trzymasztowy bark o długości całkowitej 82 m, czyli dość konkretny kawał łajby. Powstał jako żaglowiec szkolny w 1933 roku. Dziś stoi przycumowany do wybrzeża nieopodal Oceanarium i za 5 EUR można wejść na pokład i zwiedzić część wnętrz. Jego właściciele – organizacja Miłośnicy Żaglowców – remontują statek kajuta po kajucie i chcą znów pływać z młodzieżą, ale wygląda na to, że przed nimi jeszcze dużo pracy. Szczególnie, że żaglowiec ma długą i trudną historię. Pod koniec wojny został zatopiony przez własną załogę u wybrzeży Rugii, jednak Rosjanom tak zależało na statku, że podnieśli go z dna, wyremontowali i przechrzcili na Towariszcza. Towariszcz nadal pływał jako żaglowiec szkolny. Po upadku ZSRR przeszedł pod banderę ukraińską, a w 2003 roku wrócił pod banderę niemiecką i do starej nazwy. Od tego czasu jest systematycznie remontowany, a od 2004 roku można go zwiedzać. Na pokładzie dostajemy wydrukowaną (po polsku!) historię żaglowca oraz opis poszczególnych pomieszczeń, co bardzo ułatwia zwiedzanie. Duży plus dla organizatorów :)
Nie zapominajmy o… jedzeniu!
Dzielnica portowa, czyli okolice Oceanarium, obfituje w knajpki. Oczywiście, jak to zwykle bywa, za stolik z widokiem się płaci. Dlatego my skorzystaliśmy z oferty knajpki położonej w bocznej uliczce – Fischhalle. Pierwsze, co rzuca się w oczy po wejściu, to wielka lada ze świeżymi rybami i owocami morza. Można, jak wszędzie, kupić fiszbułę do ręki i zjeść ją, spacerując po porcie, a można też zająć stolik. Menu – wyłącznie po niemiecku, obsługa cierpliwie czekała, aż sobie przetłumaczymy, którą rybę chcemy dziś zjeść ;) Soljanka (czyli zupa rybna, 6,5 EUR) – pyszna, ryba świeżutka, a w restauracji czysto i przyjemnie. Dania główne od 11 EUR.
Jeśli jednak mamy mniejszy budżet, to nic straconego. W pobliżu Oceanarium, w kanałach, przycumowane są kutry przerobione na bary, z fiszbułami i innymi daniami rybnymi. Ryby wędzą się tam na bieżąco, na naszych oczach ;) Poznać takie miejsce można po… kolejce, która stoi tam zawsze. I nic dziwnego, jedzenie jest świeżutkie, ceny przystępne, a zjeść można przy stoliku na nabrzeżu. Jedyne, co nas trochę odstraszało, to popielniczki na każdym stoliku i palący goście wszędzie dookoła. Najlepiej wziąć swoje zamówienie na spacer, o ile nie wymaga użycia sztućców…;)
Do Stralsundu ze Szczecina jest około 180 km. Pamiętajcie, że parkowanie w mieście jest płatne (zazwyczaj w automatach przy wjeździe i lepiej zaopatrzyć się w gotówkę, bo te automaty, z którymi mieliśmy do czynienia, przyjmowały tylko monety). Lepiej poszukać też specjalnie wydzielonego parkingu, bo parkowanie przy ulicach jest zarezerwowane dla mieszkańców. My za 2,5 godziny parkowania zapłaciliśmy 5 EUR.
A wracając do Polski, można jeszcze wpaść na fiszbułę na wyspę Uznam :)
Gdzie to jest? Oceanarium, Muzeum Morskie i Gorch Fock są położone blisko siebie, w odległości spaceru. |
(wrzesień 2020 r.)
Może w lato znowu uda nam się z rodziną pojechać do wyjątkowego miasta Stralsund.
Wygląda na fajne miasteczko. Moje dzieciaki uwielbiają oceanaria, więc może zatrzymam się tam kiedyś, jak będziemy w okolicy. O ile korona w końcu odpuści ;)
Stralsund to dobry przystanek w drodze na Rugię. A co do oceanariów, to polecamy też to w Lizbonie i w Walencji :)