Zalipie, wieś nieopodal Tarnowa, słynie z pięknie malowanych chat. Bielone budynki ozdobione są girlandami i bukietami kwiatów głównie wokół wejścia i pod oknami, ale nie tylko. Często pomalowane są całe ściany chat! Na tym jednak malarki (i malarze) zalipiańskie nie poprzestały: możemy tu znaleźć pomalowane cembrowiny studni, ławki, kwietniki, słupy, płoty, budynek straży pożarnej, kościół i oczywiście wnętrza domów. Ograniczeniem jest jedynie wyobraźnia i kolory farb. Co roku organizowany jest konkurs na najpiękniej pomalowaną chatę. Jego celem jest przede wszystkim podtrzymanie tradycji zdobnictwa. Dzięki temu malunki powstają ciągle nowe, a najpiękniejsze z istniejących są starannie odnawiane. A jak miejscowe panny wychodziły za mąż za chłopaków z okolicznych wsi, to zabierały zwyczaj zdobienia chałup se sobą.
Jednak nie dajcie się zwieść, to nie jest tak, że każda chata we wsi jest pomalowana. Wcale tak nie jest, w dodatku Zalipie jest nieco rozległe i na piechotę to będzie długi spacer ;) Zacząć jednak należy od Domu Malarek, czyli miejscowego ośrodka pracy twórczej, gdzie otrzymamy mapkę z zaznaczonymi pomalowanymi obiektami. Można też tu kupić pamiątki, zobaczyć zdjęcia dzieł laureatów tegorocznego konkursu i dowiedzieć się więcej o miejscowej tradycji.
W Zalipiu poza Domem Malarek funkcjonuje zagroda-muzeum: dom Felicji Curyłowej, która odegrała bardzo ważną rolę w kulturalnym i społecznym życiu wsi (m.in. z jej inicjatywy powstał Dom Malarek). Niestety, podczas naszej bytności zagroda była zamknięta (prace konserwatorskie mają potrwać do początku 2019 roku). Mogliśmy za to zwiedzić dom dziadków Pani Marzeny Lizak – artystki specjalizującej się w rękodziele artystycznym. Poza malowidłami na ścianach i sufitach chaty u Pani Marzeny można obejrzeć odświętny strój zalipiański, zdobiony przez jej mamę; wycinane z pergaminu makatki zdobiące ściany, a przede wszystkim przepięknie malowane drobiazgi użytkowe: gliniane miseczki, dzbanki, drewniane łyżki, jajka, magnesy, serwetniki, zawieszki… Warto zajrzeć do Pani Marzeny, która z przyjemnością poopowiada o życiu w pomalowanej chacie, a także o tym, jak powstawały dzieła jej rąk. Na przykład lustro w przecudnie wyrzeźbionej ramie! :)
Zajrzeliśmy do baru, bo jednak zamiast przewidywanej godziny spędziliśmy w Zalipiu cztery razy tyle czasu i nieco zgłodnieliśmy. W barze można głównie napić się piwa, poza tym są zapiekanki czy hamburgery, ale sam budynek i ogródek wart jest uwagi, bo jego właścicielka nie szczędzi wysiłków malarskich :) U niej także można kupić drewniane drobiazgi, nam szczególnie spodobały się kieliszki na jajka.
A co jest najpiękniejsze w Zalipiu? Nie zgadniecie. Ludzie! Ludzie są wyjątkowi – bardzo otwarci i serdeczni. Zagadują, opowiadają o malowaniu, o aktualnych problemach wsi, zapraszają na podwórko, żeby zrobić lepsze zdjęcia. Nigdzie nie czuliśmy się intruzami, wszędzie mogliśmy zaspokoić naszą ciekawość. I prawdę mówiąc, nie spodziewaliśmy się tego w Polsce :) Jedźcie do Zalipia, tam jest cudnie! :)
Gdzie to jest? Pod Domem Malarek jest niewielki parking, stamtąd proponujemy zacząć zwiedzanie. |
(lipiec 2018 r.)
Przepiękne! Koniecznie muszę się kiedyś wybrać :)
My też tam musimy wrócić :)