Strona głównaPodróżeStaropolskie wesele, Sępopol'2010 r.

Staropolskie wesele, Sępopol’2010 r.

Miałyśmy z spt jeździć na rowerach, kiedy okazało się, że jest wesele. Staropolskie wesele. No trochę daleko, ale w sumie możnaby pojechać, bo może być fajnie :) Tym sposobem wybrałam się do Sępopola…
Sępopol leży bliziutko granicy rosyjskiej, bardzo na północy Polski i prawa miejskie otrzymał wcześniej niż Olsztyn, z czego jest bardzo dumny. Ma też resztki murów miejskich, zabytkowy kościół, tamę na rzece Guber, wieżę ciśnień, uliczkę z zabytkowymi kamieniczkami i miejski stadion. I właśnie na tym stadionie miała się odbyć cała impreza.
Tymczasem jechałyśmy i jechałyśmy, a do Sępopola daleko i daleko… Pan w GPS-ie cały czas się gubił i nie umiał się znaleźć, więc jedyną metodą było wyłączenie gościa całkiem, żeby głupot nie gadał. Spt poszła spać, pozostawiając mnie trudną rolę prowadzenia jej auta, zaczął padać deszcz, okazało się, że nie wiem, gdzie jestem i w ogóle o co chodzi… Po jakimś czasie, kiedy deszcz przestał padać, a spt się obudziła, to skończyła się droga. Znaczy: ona nadal była, ale albo brukowana, albo polna, ale nadal zaznaczona w atlasie o skali 1:300 000!… Interesujące…
Dojechałyśmy, trafiłyśmy, przywitałyśmy się z Agnieszką i kobietami, i przeniosłyśmy się na ów stadion.

Państwo młodzi – w oczekiwaniu na powitanie

Witamy młodych chlebem i solą
Polonez
Polonez
Polonez
Polonez
Warmianki Sępopolskie
Oczepiny

A na stadionie… namiot dla nowożeńców, ławki dla publiczności, ławki Żubra, zakątek z jedzeniem, scena i… mecz ;) Po boisku biegali chłopcy za piłką, więc wesele czekało na koniec meczu ;-p Wreszcie tradycyjne obrzędy można było zacząć i zostaliśmy za rączkę poprowadzeni przez kolejne etapy staropolskiego wesela. Po powitaniu państwa młodych chlebem i solą przyszedł czas na poloneza – to była chyba główna atrakcja tej części imprezy, nagle się okazało, że to dość skomplikowany taniec jest i nie nauczyłabym się go chyba w tydzień :) Więc z tym większym podziwem patrzyłam na tańczących. Był jeszcze występ Warmianek Sępopolskich, no a potem to już się zrobiło jak na weselu: piwko w dłoń i zawieramy lokalne znajomości :)
Na resztę wieczoru spuśćmy zasłonę milczenia, wspomnę jedynie, że Żubr da się pić, a Tomek piecze niezłe ciasto (zostało przez nas pożarte w 30 sekund z okruszkami ;), natomiast wino na kolację to już zdecydowanie nie jest dobry pomysł :)
Niedziela okazała się być chłodniejsza o jakieś 15 stopni od soboty, czyli temperatura zeszła do poziomu trochę poniżej akceptowalnego przeze mnie. Poszłyśmy zatem zwiedzać miasteczko, Tomek robił za przewodnika, obejrzałyśmy co ciekawsze zakątki i ruszyłyśmy do domu, tym razem wybierając asfalt zamiast kocich łbów :)
Szczytno nadal było rozkopane i pozamykane ze względu na imprezę lokalną, ale nie przeszkodziło to nam w zjedzeniu obiadu – w końcu jeść trzeba pomimo wesela :)
Pozdrawiamy Sępopol!…

(lipiec 2010 r.)

Odpowiedz

Skomentuj
Podaj swoje imię

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Jak się spotkali? Przypadkiem, jak wszyscy. Jak się zwali? Na co wam ta wiadomość? Skąd przybywali? Z najbliższego miejsca. Dokąd dążyli? Alboż kto wie, dokąd dąży?

Denis Diderot "Kubuś Fatalista i jego pan"

Najchętniej czytane