Na odwrocie banknotu 20 zł widnieją dwie przysadziste wieże – to Rotunda romańska z XI wieku. Jest jedną z najstarszych świątyń chrześcijańskich w Polsce. Pełniła funkcję kaplicy zamkowej na zamku w Cieszynie. A tam nas jeszcze nie było…;)
Cieszyn przywitał nas piękną pogodą i ssaniem w żołądkach. Na pierwszy ogień poszła więc Winiarnia u Czecha, czyli czeskie jedzenie po polsku. Miejsce zachwalane w Googlach. Może jednak należało pójść do czeskiej knajpy po drugiej stronie Olzy…
Winiarnia jest niezbyt duża, ale udało nam się dostać stolik, który miał rezerwację za półtorej godziny. Byliśmy przekonani, że tyle czasu spokojnie wystarczy na porządny obiad. Nie wiem, czy państwo, którzy rezerwowali stolik, przyszli do restauracji, ale my wyszliśmy sporo po czasie… Zamówienie nie było skomplikowane: zupa czosnkowa, smażony ser z frytkami i wołowina z knedlikami. Niestety, dania nie powalały smakiem: sery mnie zakleiły, wołowina była twarda, knedlik taki sobie, a zupa… nauczeni zupami czeskimi spodziewaliśmy się czegoś nieco gęstszego. Generalnie było OK, acz bez szaleństwa.
W Cieszynie jest urocze miejsce zwane Cieszyńską Wenecją. Stoją tam domki nad kanałem, którego woda niegdyś napędzała koła miejskiego młyna. Dziś kanał wygląda jak rynsztok, sytuację ratują natomiast odnowione domki.
Punktem obowiązkowym w Cieszynie jest Góra Zamkowa i browar. Browar nam niestety zamknęli, ale na Górę się wdrapaliśmy, żeby obejrzeć tę słynną Rotundę romańską. Oprócz Rotundy odkryliśmy kilka wież. Natychmiast weszliśmy na Wieżę Ostatecznej Obrony, z której jest piękny widok na pozostałe zabudowania zamkowe, a potem powędrowaliśmy do Wieży Piastowskiej. Można na nią wejść, ale czynna jest tylko do 18.00, a tymczasem była 17:51. Pani w kasie była na tyle miła, że pozwoliła nam jeszcze wbiec na górę, co uczyniliśmy z zapałem, który dość szybko się ulotnił. Zakwasy po bieganiu po schodkach czuliśmy jeszcze przez dwa dni…;) Ale widok z góry nam to wynagrodził.
Korzystając z okazji, powędrowaliśmy mostkiem przez Olzę do Czech. Bo może przyplącze się jakieś czeskie piwo…;) Tymczasem znaleźliśmy kilka otwartych sklepików typu “mydło i powidło”: od chińskich ubrań po słodycze i alkohol. Wybór słaby, piwa dwa – trzy rodzaje, za to w ramach sklepikarzy wszędzie spotykaliśmy Wietnamczyków.
Zamiast piwa nabyliśmy (za złotówki ;)) lody w okolicach czeskiego ratuszplacu i obejrzeliśmy sobie bardzo ładny dworzec kolejowy.
Cieszyn jest całkiem urokliwy i ma długą historię. Ale najbardziej jednak cieszy nas fakt, że jest bez granic :)
(maj 2015 r.)