Korzystając z dwunastogodzinnej przesiadki w Kijowie postanowiliśmy pojechać do miasta i je sobie kurcgalopkiem obejrzeć. Okazało się, że wyjście z lotniska nie jest takie łatwe – podczas kontroli paszportowej musieliśmy się wyspowiadać niemal ze wszystkiego: co tu robimy, ile czasu spędzimy, o której mamy samolot do domu i właściwie po co jedziemy do miasta… No, ale puścili ;p Ze stempelkiem do paszportu :) Autobusem Sky Bus dojechaliśmy do dworca kolejowego w centrum Kijowa. I poszliśmy w miasto :)
Puzata Chata
Pierwsze kroki skierowaliśmy oczywiście do Puzatej Chaty (Пузата Хата) na śniadanie :) Puzata Chata to sieciowy bar szybkiej obsługi: jedzenie wybiera się, pokazując palcem na to, co już jest przygotowane (można zamawiać paszczowo, ale przy naszej znajomości ukraińskiego palec był pewniejszy ;). Wzięliśmy barszcz, ale mnie oczywiście było za mało, więc nabyłam jeszcze zestaw śniadaniowy z kiełbaskami i jajkami. Wszystko pyszne i tanie, zdecydowanie polecamy :)
Metro, najgłębiej położona stacja na świecie – Arsenalna
Znaleźć wejście do metra? Łatwizna! Aczkolwiek nie w Kijowie… Szukaliśmy wejścia do podziemi znanego nam z innych części Europy i nawet nie przyszło nam do głowy, żeby poszukać pałacu. Po prostu zignorowaliśmy wielki, ozdobny budynek koło dworca kolejowego i dopiero po dopytaniu miejscowych z bazaru trafiliśmy we właściwe miejsce. W Kijowie za metro płaci się żetonami, a żetony najpierw należy kupić w kasie (4 hrywny jeden), więc do kas była długaśna kolejka. Metrem pojechaliśmy na stację Arsenalna, położoną na 105 metrach pod poziomem gruntu, podobno najgłębszą na świecie. Faktycznie, wyjeżdżaliśmy z niej na dwa razy, megadługie schody ruchome z platformą po drodze. Po drodze z wnętrza ziemi można się zanudzić…;)
Ławra Peczerska
Ze wzgórz lewobrzeżnego Dniepru roztacza się piękny widok na nieco zamgloną panoramę miasta. W tle po prawej majaczą złote kopuły Ławry Peczerskiej. Poszliśmy w jej kierunku spacerkiem, delektując się kijowską jesienią i uciekając przed spadającymi na głowy kasztanami. Ławra Peczerska to prawosławny klasztor, szalenie rozbudowany, składający się z wielu cerkwi i budynków gospodarczych. Zajmuje spory teren, można ją zwiedzać na wiele sposobów (z budynkami, z podziemiami, z przewodnikiem…;), wszystko odpowiednio kosztuje. My wybraliśmy wersję przebiegnięcia się samodzielnie po terenie za 20 hrywien. Znaleźliśmy kilka stoisk z pamiątkami oraz kawiarnie bez toalet. Toalety podobno są gdzieś osobno ;p Jedno jest pewne, dużo tam jest złota i zdobień w ogóle. Ale na zwiedzenie całości trzeba by przeznaczyć pewnie przynajmniej jeden cały dzień.
Majdan, czyli Plac Niepodległości
Następnym punktem programu był Majdan, czyli słynny Plac Niepodległości, arena wielu ważnych politycznych i kulturalnych wydarzeń. Plac przebudowano w 2002 roku, teraz ma nowoczesny styl, jest miejsce do spacerowania i podziwiania, a w podziemiach mieści się centrum handlowe. Z płatną toaletą (3 hrywny) ;p I z Puzatą Chatą także, ale jedzenie lepsze mieli przy dworcu kolejowym :)
Funikular
Powędrowaliśmy w stronę rzeki, do dolnej stacji funikularu (standard, jeśli gdzieś jest kolejka linowa lub pojazd szynowy, musimy go odwiedzić). Na peronie funikularu kłębiły się tłumy, ale okazało się, że wszystko szybko idzie. Wagony były pojemne, ludu tam nawchodziło po sufit. Za 3 hrywny wjechaliśmy sobie na górkę, obejrzeliśmy pięknie pomalowany monastyr świętego Mikołaja, wysłuchaliśmy fragmentu koncertu ulicznego na pianinie (!) i… poszliśmy w dół, w stronę Majdanu :)
Rynek Besarabski
Ostatnim punktem programu był Rynek Besarabski. Wybudowany ponad 100 lat temu budynek mieszczący targ, czyli kolejne nasze ulubione miejsce. Było tam pełno wszystkiego: mięsa, ikry, ryb, przypraw, orzeszków, słodyczy, owoców, warzyw. U pani, która mówiła po polsku kupiliśmy chałwę, wydaliśmy ostatnie hrywny i mogliśmy wracać na lotnisko.
Chociaż byliśmy w Kijowie krótko, poczuliśmy klimat miasta. Podobało nam się, a że nie jest daleko, to pewnie jeszcze tam wrócimy. Chociażby do Rynku Besarabskiego na zakupy ;)
(październik 2016 r.)