SerVantka – Ziołowy schab na parze w asyście śliwkowej z blinem kurkowym i glazurowanym burakiem
W SerVantce zjedliśmy niedzielne śniadanie. Schab był bardzo kruchy, faktycznie ziołowy, całkiem smaczny. Asysta śliwkowa to sos i galaretka, buraki to wiadomo, natomiast blin był malutki i polany przepysznym sosem kurkowym. Jak dla mnie to całe danie mogłoby się składać z takich blinów z sosem kurkowym, to było mistrzostwo świata :) Podobno mają to także normalnie w karcie, więc chyba jeszcze tam zawitam…
Gejsza Sushi – Happy Roll, czyli krewetka w tempurze, serek, tamago, ogórek, tykwa i rzepa, na zewnątrz kiwi, sos unagi i mango
Do Gejsza Sushi poszliśmy już we czwórkę i akurat zwolnił się dla nas stolik (jak wychodziliśmy, stała niekiepska kolejka). Dosyć długo czekaliśmy na nasze danie, ale było warto :) Przyszły pięknie ozdobione i całkiem spore rolki o wyśmienitym smaku, przyrządzone na słodko. Mango było bardzo dobrym pomysłem :) Jedyny problem, jaki mieliśmy, to… z wielkością rolek właśnie – trochę nam się nie mieściły w ustach :) Obsługa była nieco smutna, ale uprzejma.
Spółdzielnia – Comber z królika w aromacie wędzonki na ziarnach zboża
W Spółdzielni świeciło słońce. Siedzieliśmy na zewnątrz i obserwowaliśmy życie OFF-u. Dookoła było już nieco tłoczno i pewnie znowu zdążyliśmy idealnie przed kolejkami :) Na kelnerkę czekaliśmy umiarkowanie długo, na zamówienie nieco krócej. Na stołach leżały podkładki z szarego papieru z wydrukowanym opisem dania razem ze sposobem przyrządzenia.
Comber był nieco suchy i twardawy, ale w smaku ok. Pęczak z sosem bez szaleństwa, dwa kawałki pietruszki, sos z czarnej porzeczki bardzo fajny :) Do tego wszystkiego odrobina króliczej wątróbki, krwistej. Ogólnie poprawnie, chociaż nie powaliło na kolana.
Owocni – Słodka strona blina
Tutaj okazało się, że zamiast kawy możemy dostać świeży sok, zatem nie wahaliśmy się ani chwili. Szklanica soku z jabłek z dodatkiem natki pietruszki oraz ananasa była idealnym orzeźwieniem i miała wyjątkowy smak – dla mnie bomba :) Bliny były dwa, przełożone konfiturami, polane śmietaną i udekorowane jabłkiem, a dodatkowo obok leżała górka prażonych jabłuszek z truskawką. Całość? Przepyszna! :) Absolutnie kawiarniany numer jeden dla nas, chociaż niestety nie dla jury.
Podsumowanie
Zapomnianymi i na nowo odkrytymi potrawami najczęściej okazywały się buraki, fragmenty wołu, ziemia najprzeróżniejszej produkcji oraz pęczak. Kompletnie nie rozumiem tych buraków, które według mnie zapomniane nie są nic a nic. Bardziej mi tu pasuje jarmuż czy pokrzywa :) Pęczak faktycznie jest na miejscu, dziczyzna robi dobre wrażenie, comber z królika powiedzmy, że podchodzi…
Mieliśmy trochę wrażenie, że szefowie kuchni restauracji biorących udział w festiwalu wcześniej się spotkali i umówili: w tym roku robimy wołowinę z burakami :) Brakowało nam nieco różnorodności. Trochę tę sytuację ratowały przegrzebki i kaczka, ale nie mogliśmy się oprzeć wrażeniu, że dania były robione na jedno kopyto. Brakowało też takich dań, po zjedzeniu których świeciły nam się oczy i wiedzieliśmy, że to było mistrzostwo kulinarne – jak w zeszłym roku, kiedy mnóstwo czasu spędziliśmy na dyskusjach, które było najlepsze. Na prowadzenie w tym roku wyszły gęsie pipki z Galicji, przegrzebki w House of Sushi i bliny w Owocnych, ale reszta była na równym, średnio ekscytującym poziomie. Smacznie, poprawnie, ale bez szaleństwa. Są oczywiście drobiazgi, których chętnie spróbowalibyśmy jeszcze raz, np. sos kurkowy z blinem w SerVantce, lody z modrej kapusty w Revelo czy placki z brukwi w Marcello. Niemniej jednak brakowało nam zeszłorocznych emocji i mamy nadzieję, że za rok będzie lepiej, czego życzymy naszym żołądkom z całych serc ;)